sobota, 23 listopada 2013

Jam session i pola herbaciane

Wczoraj z Ewą byliśmy w mega klimatycznej knajpce. Nazywa się peace house. Ludzie w knajpce to:
- tajscy hipisi:)
- międzynarodowe towarzystwo, które już od dawna przebywa w mieście. Patrząc na długość brody wielu z nich można liczyć nie tyle w miesiącach co latach.
Spotkaliśmy też 2 polki na koniec. Jedna od 7 miesięcy uczy tu angielskiego, a druga przyjechała do niej w odwiedziny. Najciekawsze jednak to nasze pierwsze w życiu Jam Session. Ewa na tamburynie, Wojtek na bongosie:)



Następny dzień pojechaliśmy do Mae Salong. Jest to wioska w górach, jechaliśmy tam koło 3 godzin z przesiadką. Miejsce słynie z tego, że żyją tam potomkowie chińczyków, którzy uciekli kiedyś z Chin ze względów politycznych. Chcieliśmy zasmakować klimatów chińsko tajskich:) Miejsce też słynie z pięknych widoków i pól herbacianych.



Jutro rano wstajemy i ja z Basią jedziemy do Birmy:)

1 komentarz: