środa, 13 listopada 2013

10 000 km podróży za nami

No i jesteśmy na tym drugim końcu świata już. Czujemy się jeszcze nieco zagubieni w czasoprzestrzeni przez 6 godzinne przesunięcie, ale po dzisiejszej nocy, która właśnie się dla nas zaczyna mamy nadzieję zaskoczyć.

Nasza Zuzia dzielnie zniosła wszystkie etapy podróży czym zyskała naszą ogromna wdzięczność:) Nasza podróż zaczęła się od przejazdu pociągiem do Warszawy, była to jej pierwsza podróż pociągiem i wydawała się być zachwycona. W stolicy ugościła nas rodzina Wojtka iście po królewsku (dziękujemy kochani!) także wstaliśmy we wtorek wypoczęci i najedzeni, gotowi do podróży. Przelot do Amsterdamu sama przyjemność 2 godzinki Zuzia przespała i ku mojemu zaskoczeniu mogłam nawet gazetę poczytać, prawie drugie tyle zajęło nam w Amsterdamie przejście z terminala B do E - to lotnisko ma chyba z 20 km długości!! Zuzia wypatrywała wszędzie krów, które Holendrzy przywłaszczyli sobie jako ich produkt narodowy chyba (nawet na wózku sprzątaczki widniała krowa:)

Przelot do Bangkoku zajął nam 10 h, z czego większość przypadała na noc, także Zuzia rozłożona na dwóch fotelach spała jak księżniczka. Urządziłam jej nawet baldachim coby jej światło nie przeszkadzało, miała więc słodką miejscówkę, którą wszyscy podziwiali:) Nam spało się trochę mniej fajnie, ale jakoś daliśmy radę. Wylądowaliśmy o 4 w nocy czasu polskiego a 10 rano tajskiego czasu, w taksówce Zuzka znów kimała, my myśleliśmy już tylko o prysznicu. Fajnie, że zarezerwowaliśmy sobie hotel, bo szukanie chyba by mnie znokautowało. Nie ma jednak tak dobrze, na pokój musieliśmy poczekać godzinkę.

Miejscowe przysmaki już zaliczone - pyszne zimne mango na ryżu, pat thai, sok z kokosa no i zupa green carry, która działa jak katharsis i oczyszcza cię wszystkimi porami, nosem, oczami mmm pychotka! Za tym smakiem tęskniłam.  Basia zakosztowała nawet smażonych robaczków na co ją usilnie namawialśmy (my odpuściliśmy bo już mamy zaliczone).  Zuzia jeszcze nie odnalazła swoich smaków, spacerowała po Bangkoku nieco śnięta i w końcu padła gdy zamówiliśmy dla niej kolację. Generalnie Zuzia jadłaby tylko paluszki, suchy ryż i bułę, o wszystko inne toczy się walka, w której czasem uda się nam skusić ją na parę łyżek czegoś innego, za cenę bajek puszczanych na tablecie:)

W BKK nie zabawimy długo, bo jutro rano już udajemy się na Ko chang - wyspę oddaloną od Bangkoku o 6 h. Już się nie możemy doczekać plaży, morza i wakacyjnego klimatu, Zuzia też chce już te obiecane babki robić. Oby podróż była szybka i przyjemna. Odezwiemy się wkrótce. Czas spać...





1 komentarz: