środa, 15 stycznia 2014

W życiu piękne są tylko chwile....


Tak śpiewaliśmy z Grochem na Bantayanie i nie tylko tam. Chyba każdy z nas zna słowa tej kultowej piosenki.

Nasza podróż po Azji dobiega powoli końca. Siedzimy na lotnisku w Amsterdamie i czekamy na wylot do Polski. Nadchodzi czas na małe podsumowania:

  •          -odwiedziliśmy 5 państw: Tajlandia, Birma, Malezja, Singapur Filipiny,
  •         nasza podróż trwała 64 dni,
  •         w tym czasie pokonaliśmy ponad 40 tysięcy kilometrów,
  •         lecieliśmy 12 razy samolotem,
  •         w autokarach, busach, trycyklach, motorach, pociągach spędziliśmy 106 godzin,
  •         lubiliśmy się również przemieszczać drogą morską gdzie płynęliśmy 28 lodziami spędzając na morzu ponad 60 godzin,
  •         pod wodą nurkując spędziliśmy ponad 10 godzin,
  •         spaliśmy w 26 różnych miejscach miejscach.


Tak było intensywnie:)!!! Ale też dzięki temu przeżyliśmy bardzo dużo pięknych chwil, które zapamiętamy do końca naszego życia. Jakie chwile, obrazy, zdarzenia utkwiły nam najbardziej w pamięci, z czego się nadal śmiejemy i co nam się najbardziej podobało? Trochę się tego zebrało, a to tylko namiastka...:)

 1)    Pierwsze azjatyckie mango na słodkim ryżu polane mlekiem kokosowym, zaraz po przyjeździe do Bangkoku – welcome Thailand

      2) Tajski masaż na Koh Chang. Oboje go wspominamy – każdy inaczejJ
Ewa – cudowny relaksik, coś o czym marzyłam od dawna – plaża, wiaterek i złote ręce masarzystki.
Wojtek - Pamiętam tylko jak budzi mnie pani masażystka i mówi finished. Obok mnie kolega polak, z którym wypiłem sporo rumu chrapie w najlepsze. Lekcja życia: nie ma sensu chodzić na masaż po grubej imprezce.

3) Podróż VIP busem z Chiang Mai do Chiang Rai. Mieliśmy w autobusie stewardesse roznoszącą posiłki, napoje, chusteczki i wielkie rozkładane fotele. Po 10 minutach naszej ekscytacji Zuzia zwymiotowała na Ewę. Nie weszło jej poranne mleko. Czar Vip busa prysnął:) Lekcja życia: w życiu zawsze musi być równowaga:)

      4) Dzień spędzony w campie ze słoniami w dżungli koło Chiang Mai. Słoń na oklep to zupełnie inna bajka niż w siodle, zwłaszcza gdy idzie się stromo pod górę. Na koniec dnia kąpiel wraz ze słoniami w zimnej wodzie górskiego potoku.

      5) Picie herbaty w miasteczku chińskim na północy Tajlandii. Herbatka prosto z plantacji herbaty naszego gospodarza. Po ponad 2 godzinnej podróży na pace ciężarówki po krętych i stromych zboczach obserwując przepiękne widoki. Wtedy po raz pierwszy ujawniła się choroba lokomocyjna Ewy:) Dla Zuzi to była czysta frajda: brum brum i bam bam:)

      6) Podróż Wojtka z Basią do Birmy. Stresik jak zabrali nam paszporty i zgubiliśmy się na kilkadziesiąt minut na przejściu granicznym. Jak cudownie było się odnaleść i spokojnie wrócić do Tajlandii:)

      7) Odprawienie modlitwy i tradycyjnego rytuału w świątyni w Birmie, gdzie tłumaczyły nam co robić młode birmianki. Zapalanie kadzidełek, płukanie wody x razy, bicie w gongi ustawiania się do odpowiedniej strony świata zgodnie z dniem narodzin. Pamiętam swoje życzenie:) Ciekawe czy się spełni.

8) Pierwsza podróż Zuzi Tuk Tukiem i wiatr we włosach:)

9) Wycieczka do White Temple koło Chiang Rai. Najpiękniejsza świątynia jaką w życiu widzieliśmy Jak pałac królowej śniegu. Jednocześnie najdziwniejsza. Koniecznie musicie zobaczyć malowidła w środku i rzeźby na zewnątrz. Obok mnichów był tam Michael Jackson, Superman, Batman i wiele innnych postaci w niecodziennych rolach.

10)  Kawa w Starbacksie na Khao San road w Bangkoku. W środku kolendy i świąteczne dekoracje. Po raz pierwszy poczułem prawdziwą tęsknotę do domu i do naszych zimnych białych Świąt Bożego Narodzenia.

         11) Ping Pong show na Phuket. Żyletki i szpilki wydawały się hardcorowe, ale żywy kanarek...?:)

1        12) Pierwsza noc na Koh Phi Phi. Czy tutaj ludzie chodzą spać...:)??? Najpierw idą na imprezę i jest głośno, potem imprezują i jest głośno, a potem wracają z imprezy i jest głośno, a potem jest już rano i trzeba wstawać. Lekcja życia: nie zawsze warto odwiedzać miejsca polecane przez przewodniki.

      13)  Koh Lipe – 4 dniowa choroba Zuzi kiedy nie chciała jeść i pić. Największe nasze momenty zwątpienia. Czy warto było wogóle jechać... Po co nam to wszystko? Ale jaka radość była jak Zuzia wyzdrowiała. Spora lekcja dla nas jako rodziców. No i była wtedy pierwsza miłość Zuzi do gitarzysty i piosenkarza w naszej ulubionej knajpce.

      14)  Podróż motorówką z Koh Lipe do Langkawi w Malezji. Skoki na falach, stany nieważkości, woda lejąca się strugami i Zuzia, która sobie w najlepsze zasnęła przykryta cała ręcznikiem:)

      15)  Klimatyczne Chinatown i Little India w Georgetown, obiadek jedzony palcami w hinduskiej restauracji, najpiękniejesze architektonicznie miasto jakie widzieliśmy podczas podróży.

      16)  Spacer z Zuzią i Ewą na Pangkor poza miasteczko asfaltową uliczką w kierunku dżungli. Szliśmy dosłownie samym środeczkiem jezdni, bo nasza wyobraźnia tworzyła najróżniejsze dzikie zwierzęta czające się tuż za krzakiem:) Największe skupisko małp jakie widziałem do tej pory, latające tukany, wielkie stonogi. W Malezji dżungla jest dużo bardziej dżunglowata niż w Tajlandii:)

      17)  Śniadanko w ChinaTown w Melace. Rosołek, pierożki, kawka i wschodzące słońce nad miastem. No i te klimatyczne sklepiki z chińską porcelaną...

      18)  Najbardziej ekskluzywna podróż autokarem do Singapuru – masujące fotele o szerokości metra. Zuzki kupa na przejściu granicznym przez którenie można przewozić gumy do rzucia, a my obok pani celnik pieluchę zmieniamy. No i stres czy autokar o nas pamięta i zaczeka??

      19)   Singapur zagubieni w centrach handlowych. Jak stąd wyjść i dostać się w jakieś spokojne miejsce...???

      20)  Spacer po ogrodzie botanicznym w Singapurze i wielki jaszczur koło naszej nogi, po tym jak jaraliśmy się żółwiami pływającymi w jeziorku. Podziwiać czy uciekać:) Pierwsza myśl.

      21)  Pierwsze spotkanie Zuzi z bohaterami ulicy sezamkowej w Universal Studios. Miała być miłość od pierwszego wejżenia, a był wielki płacz:) Lekcja życia: Nie zawsze rodzice wiedzą co najbardziej się będzie podobało ich dzieciom:)

      22)  Pierwsza podróż po Cebu City w nocy w poszukiwaniu przejściówki do prądu. Miejska dżungla. Po powrocie do schronienia naszego pokoju hotelowego. Musiałem się wrócić do miasta bo zapomniałem kupić wody dla Zuzi. Nie lubię dużych azjatyckich miast na trzeźwo w nocy.

      23)  Pierwsze wrażenia pobytu na Pamilacan. Jedyni biali turyści na całej wyspie, no i po raz pierwszy brak bieżącej wody i prądu. Pierwsza kolacja przy lampie naftowej. Pierwsza wizyta we wiosce.  Bez wątpienia najlepsze miejsce podczas podróży!!

      24)  Snoorklowanie na najpiękniejszej rafie koralowej jaką widzieliśmy na Pamilacan i 2 źółwie, które za każdym razem na nas czekały odpoczywając na morskiej podwodnej trawce.

      25)  Wizyta na Christmas party w podstawówce córki Mary MaryGrace. My jako specjalni goście. Wspólna uczta, dzielenie się słodyczami, tańce i przedstawienia.

      26)  Naleśniki od Tiny codziennie na śniadanie z przepysznym dżemem ze starego mleka kokosowego i potem kawka:)

      27)   4 nad ranem – Ewy urodziny. Pobudka przez mieszkańców wioski śpiewających i grających na gitarze. Wojtek nie mógł spać całą noc i budził się co pół godziny nasłuchując czy to już:) Mina Ewy gdy wstała - niezapomnaina

      28)  Wieczorna imprezka. Tańce i śpiewy w podgrupkach. Po 5 butelce rumu lokalsi wyciągnęli przekąski. Zasmażony squid i płetwa whale sharka. Przez kolejne 3 dni mi się to odbijało na samą myśl.

      29) Powitanie po latach. Tak jak mówiliśmy po 3 latach wróciliśmy do Grocha na Bantayan.

      30) Wypożyczyliśmy najbardziej pechowy motor na wyspie. W ciągu 2 dni złapaliśmy 3 razy gumę i wracaliśmy pod escortą trycykla w nocy, bo padły nam światła, a wyspa bez elektryczności. Z resztą przygód na motorze było więcej. Wracaliśmy też w ulewie opatuleni w pelerynki przeciwdeszczowe, Zuzia zawinięta w worki od śmieci. Standardowo zasnęła jadąc z nami w 3ke na 1 motorku:)

      31) Niebo nad domkiem Grocha i tysiące gwiazd na niebie!!! Nigdy czegoś podobnego nie widzieliśmy.

      32) Kabanosy Kręgla, które przywiózł z Polski i nieopatrznie włożył do lodówki w domu pełnym polakówJ Ich smak zrobił furorę! Groch wąhał najpierw przez 5 min po czym ze smakiem zjadł.

      33)  Sylwester. Męskie podróże na motorach pomiędzy Santa Fe a Bantayan City. Piotrek zrobił tą trasę 4 razy. Po 1 w nocy cała wioska Maricaban się bawi w ogródku u Grocha. Mistrz ceremonii Marcin zabawiający wszystkich:)

      34)  Kolacja na Vipie. Marcin kupił od rybaka Parrot Fisha. Poszliśmy spać na głoda:) Lekcja życia: nie jeść kolorowych rybek, które mozna spotkać na rafie koralowej.

      35)  Wizyta szamana – Ewa miała wieczorem a ja miałem mieć o 5 rano. Tak żeby zdąrzyć przed wyjazdem. Pamiętam tą noc. Budziłem się co pół godziny i miałem dziwne sny, które wydawały mi się nad wyraz rzeczywiste.

      36)   Oslob – standardowa nerwówka w wodzie przed zobaczeniem rekina wielorybiego. W 1 ręce aparat, w drugiej kamizelka ratunkowa, której zapomniałem zostawić na łodzi i jak tu zanurkować:) Ewa w szoku – ledwo weszła i głowę zanurzyła a tu wielgaśny rekin – robić fotkę czy uciekać?

      37)  Kąpiel w wodospadzie koło Oslob i widok z dołu jak spada woda z 70 metrów. Jeden z najpiękniejszych widoków w życiu.

      38) Impreza w Cebu City z Kręglem. Zamiast 1000 peso, banknot 100 peso w kieszeni czyli 7 zł. Co to znaczy być traktowanym na Vipie:)? Wywrotka przed klubem i 10 filipów pomaga wstać. What happened Sir, are you ok? Kręgiel i filipińczyk z parasolką idą do bankomatu. 3 osoby otwierają drzwi do toalety w klubie. Nie wiem czy celebryci w Polsce sa tak traktowani jak biali na baletach na Filipinach:) No i na koniec taksówką do hotelu za 4 zł.

      39) Podróż z Puerto Princessa do El Nido na Palawanie. Według Marcina ostatnie 50 km to miała być autostráda:) A był wertep na wertepie, wytrzęsło nam tyłki za wszystkie czasy:)
      
      40) Zamiast budzika na Filipinach funkcjonują koguty. Pierwsze pianie 2 w nocy - rybacy na łódki, potem 4, 5 i 6 rano:) Jak kto zamawiał:) Jak my teraz będziemy wstawać?

      41) Czasem oszczędny 2 razy traci. Wylot z Puerto Princessa idealnie finansowo zaplanowane wydanie reszty pieniędzy na Filipinach. Kolacja 100 peso, śniadanie 100 peso, trycykl 40 peso i nic nie zostaje w kieszeni:) A na lotnisku okazało się, że miesiące mi się pomyliły w rezerwacji, terminal fee, dodatkowa opłata Zuzia i pękło kolejne 9000 peso...


Jak teraz piszemy te punkty i rozmawiamy z Ewą przypominają nam się kolejne i kolejne przygody. Duża część z nich zostanie pewnie w naszych głowach lub usłyszycie je spontanicznie na jakiejś wspólnej imprezce kiedy nagle nam sie zbierze na wspominki. Podróż ta była dla nas bardzo ważna i była spełnieniem naszego marzenia. Kiedyś powiedzieliśmy sobie, że 1 rzeczy jakiej byśmy w życiu żałowali to jak nie pojechalibyśmy pomieszkać gdzieś daleko w tropikach w całkowicie innym świecie, spędzając czas całkowicie inaczej niż robimy to na codzień w Polsce. Być oderwanymi od wyścigu, w którym tak bardzo się liczy czas, zadania. Oderwani od stresu, trosk, myśleniu u przyszłości. Pożyć chwilą, pobyć z ludźmi, którzy mają tak niewiele, a potrafią być na prawdę szczęśliwi. Podróż ta nas bardzo wiele nauczyła. Pokazała też, że i tutaj życie nie jest wyłącznie bajką, że podróżowanie nie jest wyłącznie przepiękną przygodą, a wiąże się z licznymi niedogodnościami i troskami. Już wiemy, że wyłączne życie na tropikalnej wyspie przez całe życie to nie jest dla nas. My kochamy Polskę i bardzo za nią tęskniliśmy. Kochamy również podróże i chcemy żeby stanowiły nadal bardzo ważną część naszego życia. Równowaga to jest to co teraz mi przychodzi na myśl i cieszenie się tym co mamy, bo wszystko jest w życiu wspaniałym doświadczeniem. Nawet nie wiecie jak tęskniliśmy za zimą, śniegiem, kanapką świeżego chleba, pójściem do pracy, hehe. W naszej głowie już powstają pomysły na następne podróże. Może z Piotrkiem polecimy do Papui Nowej Gwinei i na Fidżi? Może polecimy na Sri Lankę i Malediwy ponurkować lub na Galapagos? Może nurkowanie z wielorybami na Tongo? A może całkiem inaczej spędzimy 2 tygodnie na wielkim turystycznym statku zwiedzając Amerykę Południową i bawiąc się w portach Brazylii i Argentyny. To wszystko dopiero plany, ale gdyby nie one nie spędzilibyśmy tak wspaniałych chwil w Azji. W życiu cudowne jest to, że daje nam ono tak wiele możliwości doświadczania i smakowania jego uroków. Tak wiele rzeczy wydaje nam się niemożliwych i trudnych do zrealizowania. A wystarczy tylko uwierzyć i być konsekwentym w działaniu. Czy podróżowanie z 2 letnim dzieckiem jest możliwe?  Jak najbardziej i mam wrażenie, że to nam rodzicom bardziej przeszkadzały niekiedy trudy podróży.

No to już chyba koniec... tej przygody i czas zacząć następną...:) Do napisania

Ewa, Zuzia, Wojtek

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Z 7 cudu natury nie tak prosto do Bangkoku.

Nasze ostatnie dni na Palawanie spędziliśmy w Puerto Princessa. Odwiedziliśmy między innymi 1 z 7 nowych światowych cudów natury tj. Underground River. Przepłynęliśmy z Zuzią 1,5 km podziemnej rzeki. Na przepłynięcie dłuższego odcinka trzeba mieć jeszcze dodatkowe pozwolenia. Moim zdaniem fajna sprawa, ale na świecie jest dużo piękniejszych rzeczy. Jak ktoś jest na miejscu warto zobaczyć:)

Charakterystyczne dla Filipin Jeepneye

Zuzia odpowiednio zabezpieczona


Podziemna rzeka - 1 z 7 nowych cudów natury

Podziemna rzeka - 1 z 7 nowych cudów natur
Z Puerto Princessa mieliśmy 1 dnia aż 3 loty żeby dostać się do Bangkoku. Nie obyło się od przygód. Pełna historia nie na bloga dla zainteresowanych opowiem. Jeden wniosek, nie zawsze opłaca się oszczędzać:)

W Bangkoku byliśmy o 2 w nocy. Nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał transport po mieście. Na 13 stycznia zapowiadany był od wielu dni tzw. "Shutdown Bangkok" czyli zamknięcie miasta przez protestujących opozycjonistów. Natomiast w nocy nie było tak źle i sprawnie przyjechaliśmy w okolice Khao San road, gdzie szybko znaleźliśmy nocleg.

Czego nie ma na Filipinach a kochamy w Tajlandii???

JEDZENIE!!!!!!!

Od samego rana wcinamy co się da, rewelacja:) Mango with rice, green curry... itd... itd... dla mnie w tym mieście jest chyba najlepsze na świecie jedzenie. Zuzia potwierdza:)

Zuzia wcina kurczaka w sosie czosnkowym z ryżem, mam Green Curry 
W mieście jest pełno straganików i przyulicznych restauracji. Jest podsumowując w kilku słowach. PYSZNIE I TANIO.

Świeże owoce i shakei:)!!

Nasz ulubiony deser - Mango sticky rice


A co  dla porównania można spotkać na ulicznym straganiku z jedzonkiem na Filipinach:)?

Świeży świniaczek mniam mniam:)

czwartek, 9 stycznia 2014

Palawan, sardynki i ciemny tunel.


Do Oslob warto było pojechać, choć zaliczam tę podróż do najgorszych w moim życiu (patrz choroba lokomocyjna). Nie tylko dlatego, że można tam popływać z rekinami wielorybimi, a to samo w sobie jest przeżyciem nie z tej ziemi. W drugi dzień naszego pobytu w miasteczku wielorybim postanowiliśmy pojechać na wodospad. Nie reklamowali tego specjalnie, więc myśleliśmy, że to taki tam wodospad typu Szklarka, ale trzeba coś robić. No pomyliliśmy się, bo czegoś takiego to jeszcze nie widzieliśmy. Wodospad jak z Wenezueli, dżungla, w dole piękna laguna zachęcająca do kąpieli i chyba z 70 m wodospadu. Widok z tej laguny w górę był zniewalający – od taka przyjemność za jedyne 1,5 zł za wejścieJ Nie wiem czy u nich takie wodospady to normalka, czy co?? W każdym razie ekstra, że tam pojechaliśmy. Turystów specjalnie nie było, gdyby tam tak pojechać wcześnie rano pewnie byłby cały dla nas!




Z niechęcią wsiadałam do autobusu powrotnego wiedząc już co mnie czeka (zakręty, górki i hamowanie) ale było nieźle. Trzeba tylko patrzeć na drogę, a nie w środek autobusu i żadnych zabaw z Zuzką. To moja recepta. Podróż do Cebu (które stało się naszą bazą do spania ostatnio, bo już 3 raz) okazała się nawet szybka. Tego dnia były urodziny Asi, więc Marcin kupił torta, było Sto lat, ciacho, wieczorny spacer i piwko. Później chłopcy poszli w miasto, a my dziewczyny grzecznie zostałyśmy. Z opowieści wiem, że było zabawnie. Marcin chcąc poszaleć na mieście pomylił banknoty i wziął zamiast 70 zł tylko 7. Wyszło to jak chciał zapłacić za postawioną kolejkę. Chłopaki byli traktowani iście po vipowsku, pan ochroniarz poszedł z Marcinem do bankomatu trzymając nad nim parasol, bo padało. Niestety kasy nie udało się wyciągnąć, bo nie te piny, nie te karty itdJ Musiał się karnąć do hotelu taksówką i kasa się znalazła. Wojtuś też miał swoje wejście smoka, bo tuż przed klubem poślizgnął się w kałuży na swoim laczku i zaliczył hollywoodzką wywrotkę wprost na dupę. Pomogało mu wstać 10 chłopa : Nic Panu nie jest , sir?:) Przynajmniej raz się chłopcy poczuli w klubie jak ważne personyJ Po imprezce raniutko trzeba było wstać, bo czekała nas całodniowa podróż. Wojtuś standardowo nie czuł się za dobrze (stary, a głupi, już 3 raz przed całodniową podróżą zapił). Najpierw był samolot na Palawan, później trzeba było jeszcze dostać się jakieś 240 km na północ busem. Tutaj takich tras nie pokonuje się w 3-4 godziny. Zaręczali, że miało być 5, maxymalnie 6 h. Było 7, z czego ostatnie 50 km przypominało jakością trasę rajdu terenowego. Siedzieliśmu z tyłu, więc na każdej górce były podskoki do sufitu i krzyki. Tyłki się obtukły nieco. Nawet Zuzka już była pod koniec poirytowana. Dojechaliśmy po ciemku do tego jakby nie było kurortu. Po drodze stwierdziliśmy, że tu chyba nikogo nie będzie, bo taką drogą kto tu przyjedzie. Niespodzianka – bo wszystkie pokoje pełne. W końcu udało się coś znaleźć. El Nido okazało się dość turystyczne, ale przyjemne, wokół góry, ładna zatoka i plaża. W sam raz na ostatnie dni podróży. Wczoraj byliśmy na wycieczce łodzią – tzw. island hoping – 5 wysp w jeden dzień. Choć łódek trochę było, bardzo fajna wycieczka, piękne są te wyspki tutaj, śliczne plaże i ukryte laguny, do tego kolorowe rybki na snorklingu. Zuzi też się podobało. Informacja dla babci Marysi – Zuzia miała kamizelkę ratunkowąJ










Dziś chłopcy wybrali się na nurkowanie, Asię dopadła klątwa filipińska, a my z Zuzią plażujemy. Mam nadzieję, że katar mi przejdzie i ja też dam nura jutro. Można tu spotkać rekiny, jest też podwodny tunel i może manta się napatoczy...



Już coraz częściej myślimy o powrocie, 12 zaczynamy wracać, w Polsce będziemy 15.01 o 23:00. Czeka nas jeszcze 7 godzin w busie, samolot do Cebu, potem samolot do Manili, później następny do Bangkoku. W Bangkoku nocka i 10 h do Amsterdamu, później jakieś 2 h do Warszawy i 5 h autem do Wrocka. ProściznaJ Marzymy o kanapce zwykłego świeżego chleba z masłem, szynką, pomidorkiem i cebulką. Na obiad schabowy, ziemniaczki, kapustka zasmażana i mizeria. Czyli clasic. Mamy też plan jedzeniowy na pierwszy tydzień po przyjeździe, m.in. pierogi ruskie mamusiJ, wjedzie też pomidorowa, rosół i spagetti. Będzie też upragniona kąpiel w wannie, ach... tylko po co te zapowiadne minusowe temperatury??

Wojtek – wróciłem z nurkowania

Przepiękny dzień. Śniadanko o wschodzie słońca z dziewczynami na plaży. Potem wsiadamy na łódź i wypływamy w morze. Po jakiś 15 minutach zaczynają koło nas płynąć delfiny, mistrz:) Pierwsze nurkowanie to North Rock. Miejsce gdzie można spotkać black tip sharks. No, ale nie mamy szczęścia, mimo iż były dzień wcześniej to dzisiaj ich nie ma. Za to spotkaliśmy naszego kolege pięknego żółwia morskiego, który za nic miał sobie naszą obecnoś i jakby niby nic wcinał sobie korale.



Następna miejscówka do nurkowania to South Manilock. Nurkowanie przepiękne, widziałem największą w życiu łąwicę ryb. Była to jakaś odmiana sardynek. Wpływaliśmy między nie, a ławica zaczynała tańczyć i zmieniać swoje kształty. Przy jednym ze zwrotów ławicy nagle z drugiej strony pojawił się Napoleon Fish. Nie można było go nie zauważyć. Zobaczcie jaka to mała rybka na zdjęciu przy człowieku:)





Po drugim nurkowaniu przerwa i płyniemy na paradise beach na lunchyk. Jemy świeżą rybkę z ryżem i chicken adobo. Chill out na samotnej plaży i wypływamy na ostatnie nurkowanie. Od samego poczatku je planowałem: 40 metrowy tunel jaskinia pod wyspą. Adrenalina i wyobraźnia robią swoje. Mam nogi z gumy przed skokiem do wody. Bierzemy latarki i ruszamy. Jak tam jest zobaczcie sami film pod linkiem:) FILM THE TUNNEL 



Dzień nurkowy najbardziej udany jak do tej pory w Azji. Powrót do el Nido, gdzie czekają już na plaży na mnie dziewczyny. Zimny San Miguel za 2 zł i powrót do domu przy zachodzie słońca. Morze to mój żywioł. Takie dni są dla mnie najpiękniejsze w życiu:)!!!