Do Oslob warto było pojechać, choć zaliczam tę podróż do
najgorszych w moim życiu (patrz choroba lokomocyjna). Nie tylko dlatego, że
można tam popływać z rekinami wielorybimi, a to samo w sobie jest
przeżyciem nie z tej ziemi. W drugi dzień naszego pobytu w miasteczku
wielorybim postanowiliśmy pojechać na wodospad. Nie reklamowali tego
specjalnie, więc myśleliśmy, że to taki tam wodospad typu Szklarka, ale trzeba
coś robić. No pomyliliśmy się, bo czegoś takiego to jeszcze nie widzieliśmy.
Wodospad jak z Wenezueli, dżungla, w dole piękna laguna zachęcająca do
kąpieli i chyba z 70 m wodospadu. Widok z tej laguny w górę był
zniewalający – od taka przyjemność za jedyne 1,5 zł za wejścieJ Nie wiem czy u nich
takie wodospady to normalka, czy co?? W każdym razie ekstra, że tam
pojechaliśmy. Turystów specjalnie nie było, gdyby tam tak pojechać wcześnie
rano pewnie byłby cały dla nas!
Z niechęcią wsiadałam do autobusu powrotnego wiedząc
już co mnie czeka (zakręty, górki i hamowanie) ale było nieźle. Trzeba tylko
patrzeć na drogę, a nie w środek autobusu i żadnych zabaw z Zuzką. To moja
recepta. Podróż do Cebu (które stało się naszą bazą do spania ostatnio, bo już
3 raz) okazała się nawet szybka. Tego dnia były urodziny Asi, więc Marcin kupił
torta, było Sto lat, ciacho, wieczorny spacer i piwko. Później chłopcy poszli w
miasto, a my dziewczyny grzecznie zostałyśmy. Z opowieści wiem, że było
zabawnie. Marcin chcąc poszaleć na mieście pomylił banknoty i wziął zamiast 70
zł tylko 7. Wyszło to jak chciał zapłacić za postawioną kolejkę. Chłopaki byli
traktowani iście po vipowsku, pan ochroniarz poszedł z Marcinem do
bankomatu trzymając nad nim parasol, bo padało. Niestety kasy nie udało się
wyciągnąć, bo nie te piny, nie te karty itdJ
Musiał się karnąć do hotelu taksówką i kasa się znalazła. Wojtuś też miał swoje
wejście smoka, bo tuż przed klubem poślizgnął się w kałuży na swoim laczku i
zaliczył hollywoodzką wywrotkę wprost na dupę. Pomogało mu wstać 10 chłopa :
Nic Panu nie jest , sir?:) Przynajmniej raz się chłopcy poczuli w klubie jak
ważne personyJ Po
imprezce raniutko trzeba było wstać, bo czekała nas całodniowa podróż. Wojtuś
standardowo nie czuł się za dobrze (stary, a głupi, już 3 raz przed całodniową
podróżą zapił). Najpierw był samolot na Palawan, później trzeba było jeszcze
dostać się jakieś 240 km na północ busem. Tutaj takich tras nie pokonuje się w
3-4 godziny. Zaręczali, że miało być 5, maxymalnie 6 h. Było 7, z czego
ostatnie 50 km przypominało jakością trasę rajdu terenowego. Siedzieliśmu
z tyłu, więc na każdej górce były podskoki do sufitu i krzyki. Tyłki się
obtukły nieco. Nawet Zuzka już była pod koniec poirytowana. Dojechaliśmy po
ciemku do tego jakby nie było kurortu. Po drodze stwierdziliśmy, że tu chyba
nikogo nie będzie, bo taką drogą kto tu przyjedzie. Niespodzianka – bo
wszystkie pokoje pełne. W końcu udało się coś znaleźć. El Nido okazało się dość
turystyczne, ale przyjemne, wokół góry, ładna zatoka i plaża. W sam raz na
ostatnie dni podróży. Wczoraj byliśmy na wycieczce łodzią – tzw. island hoping
– 5 wysp w jeden dzień. Choć łódek trochę było, bardzo fajna wycieczka, piękne
są te wyspki tutaj, śliczne plaże i ukryte laguny, do tego kolorowe rybki na
snorklingu. Zuzi też się podobało. Informacja dla babci Marysi – Zuzia miała
kamizelkę ratunkowąJ
Dziś chłopcy wybrali się na nurkowanie, Asię dopadła klątwa
filipińska, a my z Zuzią plażujemy. Mam nadzieję, że katar mi przejdzie i
ja też dam nura jutro. Można tu spotkać rekiny, jest też podwodny tunel i może
manta się napatoczy...
Już coraz częściej myślimy o powrocie, 12 zaczynamy wracać,
w Polsce będziemy 15.01 o 23:00. Czeka nas jeszcze 7 godzin w busie, samolot do
Cebu, potem samolot do Manili, później następny do Bangkoku. W Bangkoku nocka i
10 h do Amsterdamu, później jakieś 2 h do Warszawy i 5 h autem do Wrocka.
ProściznaJ Marzymy
o kanapce zwykłego świeżego chleba z masłem, szynką, pomidorkiem i
cebulką. Na obiad schabowy, ziemniaczki, kapustka zasmażana i mizeria. Czyli
clasic. Mamy też plan jedzeniowy na pierwszy tydzień po przyjeździe, m.in.
pierogi ruskie mamusiJ,
wjedzie też pomidorowa, rosół i spagetti. Będzie też upragniona kąpiel w
wannie, ach... tylko po co te zapowiadne minusowe temperatury??
Wojtek – wróciłem z nurkowania
Przepiękny dzień. Śniadanko o wschodzie słońca
z dziewczynami na plaży. Potem wsiadamy na łódź i wypływamy w morze. Po
jakiś 15 minutach zaczynają koło nas płynąć delfiny, mistrz:) Pierwsze
nurkowanie to North Rock. Miejsce gdzie można spotkać black tip sharks. No, ale
nie mamy szczęścia, mimo iż były dzień wcześniej to dzisiaj ich nie ma. Za to
spotkaliśmy naszego kolege pięknego żółwia morskiego, który za nic miał sobie
naszą obecnoś i jakby niby nic wcinał sobie korale.
Następna miejscówka do
nurkowania to South Manilock. Nurkowanie przepiękne, widziałem największą w
życiu łąwicę ryb. Była to jakaś odmiana sardynek. Wpływaliśmy między nie, a
ławica zaczynała tańczyć i zmieniać swoje kształty. Przy jednym ze zwrotów
ławicy nagle z drugiej strony pojawił się Napoleon Fish. Nie można było go
nie zauważyć. Zobaczcie jaka to mała rybka na zdjęciu przy człowieku:)
Po drugim nurkowaniu przerwa i płyniemy na paradise beach na
lunchyk. Jemy świeżą rybkę z ryżem i chicken adobo. Chill out na samotnej
plaży i wypływamy na ostatnie nurkowanie. Od samego poczatku je planowałem: 40
metrowy tunel jaskinia pod wyspą. Adrenalina i wyobraźnia robią swoje. Mam nogi
z gumy przed skokiem do wody. Bierzemy latarki i ruszamy. Jak tam jest
zobaczcie sami film pod linkiem:) FILM THE TUNNEL
Dzień nurkowy najbardziej udany jak do tej pory w Azji. Powrót do el Nido, gdzie czekają już na plaży na mnie dziewczyny. Zimny San Miguel za 2 zł i powrót do domu przy zachodzie słońca. Morze to mój żywioł. Takie dni są dla mnie najpiękniejsze w życiu:)!!!
Kochani! Czekamy na Was :)
OdpowiedzUsuńAleż się Ewcia prezentujesz na tej łodzi, ho ho.
Wojtuś - podowodne przeżycia - zazdrościmy :)