niedziela, 1 grudnia 2013

Ko Phi Phi – deszcz, sraczka i nur, Ko Lipe – słońce, relaksik I homar


Dawno nie pisaliśmy, zwalę to na pogodę, która ostatnio nas nie oszczędzała i na nasze chore brzuchy, że tak to ładnie nazwęJ

Ostatnio pisałam z Phuketu – wyspy rozpusty, na której to Wojtek wybrał się na pokaz Ping-pong show. Dla tych co nie wiedzą co to takiego wyjaśnię: jest to artystyczny pokaz umiejętności, którą wykazują kobiety używając intymnej części ciała do przechowywania I wydobywania przedmiotów, palenia tytoniu lub też gry w ping ponga właśnie. Od razu wyjaśnię też, że jest to popularny w Tajlandii rodzaj rozrywki, nie traktowany zbyt poważnie. W każdym razie małzonek mój może już sobie odhaczyć tę atrakcję jako zaliczoną. Na pokazie Pani zachwyciła publiczność szczelając lotkami do balonów…

Po głośnym Phukecie chcieliśmy odpocząć na malowniczym Ko Phi Phi, słynącym z pieknych plaż, epicentrum tsunami I filmu z Leonardo Dicaprio, który był kręcony w okolicy. Ko Phi Phi niestety bardzo nas rozczarowało. Jest głośne, mnóstwo tu rozrzeszczanych turystów z Phuketu, plaże wcale nie zachwycają, zdecydowanie bardziej rzucają się w oczy sterty gruzu, rozpoczęte budowy I bałagan. Dodatkowo prawie cały czas tam padało, Zuzia wymiotowała w jeden dzień, a w ostatni Wojtek i ja mieliśmy rozwolnienie, Wojtek jeszcze wymiotował I potrzebne były ichnie medikamenty. Przeszło szybko na szczęście bo rano mieliśmy wykupioną łódź na Ko Lipe (6 h) Ale zanim jeszcze opowiem o Ko Lipe musze pochwalić Ko Phi Phi za nurkowanie, które tam zrobiłam I było naprawdę godne polecenia. Mnóstwo kolorowych rybek, czyli to co lubię I 2 żółwie!!

Podróż na Ko Lipe – oj obawialiśmy się jej, oboje po nocy na kibelku, nafaszerowaliśmy się węglem I smectą I wsiedliśmy na łódź. Zuzka na szczęście spała 3,5 h na łodzi I pewnie spałaby dłużej gdyby nagle nie kazali nam się przesiadać na inną łódź… Podróż trawała 7 godzin, szczęście nasze było ogromne gdy poczuliśmy grunt pod nogami, po na końcu już nieźle bujało. Może I dobrze, że nic już prawie 2 dni nie jedliśmy. No I na Ko Lipe jakby ktoś zaczarowaną ruszczą nas dotknął – nie ma portu, piękna plaza, piaseczkowe alejki no I powitała nas pizza, na którą ochoczo się rzuciliśmy – znaczy się zdrowie wróciło!! Jesteśmy tu drugi dzień, w końcu łyknęliśmy dziś troche słońca, woda czysta I można posnorklować, nawet nemo widaćJ Zuzi też się tu podoba, mówi : “myju myju, baba, mniam mniam” chcąc nam zaplanować dzień. Jutro Wojtek idzie nurkować. Coś słabo to widzę, bo nur jest na środku morza I albo nic nie będzie widać, albo zobaczy manty lub rekiny. No ale niech ma chłopak, może mu się uda coś wypatrzeć.My jutro znów relaks na plaży, chyba, że pogoda pokrzyżuje nam plany. Prognoza zapowiada burze, dopiero w środę ma nie być deszczu. A niby pora deszczowa już się skończyła!! Zostajemy tu jeszcze 3 noce, potem ruszamy dalej do Malezji. Ach zapomniałabym – dziś pierwszy raz jedliśmy homara!! Zawsze szkoda nam było kasy, bo nawet tu jest to dość droga impreza, ale stwierdziliśmy, że musimy spróbować. Wybraliśmy średniej wielkości sztukę, którą usmażyli nam na grillu. Mięsko dobre, ale nie powalające, może to kwestia przyrządzenia – tutaj nie wczuwają się za bardzo – po prostu wrzucała na grilla i daja do tego 2 sosy. Za ucztę zapłaciliśmy jakieś 130 zł z piwkiem i ziemniakiem grillowanym. Chyba następnym razem weźmiemy rybkę. Pozdrawiamy rodzinkę i znajomych pijąc rum marki Hong ThongJ


Phuket - fale były super, plaża też, tylko po co te masy leżaków?


Zuzia jak zwykle dzielnie zniosła podróż promem

Ko Phi Phi - były też klimatyczne, boczne uliczki

Estetyka pracy tutaj nie istnieje, niestety takie widoki są częste na Ko Phi Phi

Abu uszczęśliwić Zuzkę nie trzeba wiele - wystarczy wiadro, piasek i morze

Nurkowanie było super: wielkie ławice, krewetki, kolorowe rybki i ulubione żółwie.

Od zatłoczonej Maya Bay - słynącej z filmu "Niebiańska plaża" wolę takie miejsca.

Port na Ko Phi Phi - ruch tu jak na dworcu

Witaj Ko Lipe


Na drugą stronę wyspy i inną plażę można dojść w 5 minut, nasza nam się bardziej podoba.


Rybek i owoców morza tu nie brakuje, przerzucamy się zatem, bo curry tutaj jakieś słabe.

Nasza kolacja:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz