czwartek, 5 grudnia 2013

Ko Lipe - klątwa Faraona i pierwsza miłość Zuzi


Niedługo minie tydzień naszego pobytu na Lipe. Już nam się trochę nudzi,ale klątwa Faraona, która tym razem dopadła Zuzię nie pozwala nam opuścić wyspy. Biegunka wyjątkowo się małej uczepiła, bo trwa już 4 dni. Dziś w końcu, po zmianie antybiotyku zauważyliśmy poprawę. Zuzia zjadła dziś 2 krewetki i kilka łyżek ryżu, co w obliczu jej 3 dniowego strajku głodowego było takim sukcesem, że każdy kęs nagradzaliśmy gromkimi brawami i buziakami. Aż się na nas w restauracji dziwnie patrzyli. Dziwnie patrzyli też dzień wcześniej, kiedy próbowaliśmy zdesperowani włożyć jej jedzenie do buzi na siłę. Z nerwów tym jej niejedzeniem i słabnięciem sami omal sraczki znów nie dostaliśmy. Całe szczęście, że jest tu na wyspie lekarz, do którego codziennie z Zuzią chodzimy. Mam nadzieję, że jutro Zuzia dojdzie do siebie i trochę się zrelaksujemy.

Pogoda jest tu wciąż dziwna jak na tę porę roku.Codziennie praktycznie cały dzień są chmury i kilka razy dziennie pada. Jakoś specjalnie nam to nie przeszkadza i tak jest ciepło, a na plażę ostatnio nie chodzimy za bardzo ze wględu na chorbę Zuzi.

Mamy tu swoją ulubionę restaurację, obsługiwaną przez przemiłych panów, którzy powoli pretendują do szlachetnego tytułu „wujków Zuzi“. Codziennie coś jej  przynoszą – a to bananek, a to mandarynka, dziś „ wujo barman“ pokazał Zuzi taką małą gitarkę – trafił w dziesiątkę bo Zuzia jest fanką gitarzysty o imieniu Marc, który właśnie w tej restauracji grywa wieczorami. Jak zuzka go pierwszy raz usłyszała, to jakby jej się iskierki w oczach zapaliły – miłością taką zapałała do Pana i jego śpiewu, że następnego dnia od rana tylko: „pan,pan, nie ma...“ Dziś dostała od pana Marca wizytówkę i oblała się rumieńcem. Jakby ktoś miał ochotę zobaczyć kto ją tak urzekł to www.fb.com/thebananaband  
Wracając jeszcze do tych miłych panów z restauracji. Zabawne jest to, że nigdy nie wiesz co dostaniesz ostatecznie na talarzu. Niby zamawiasz z menu – pokazujesz palcem, które chcesz (no bo po angielsku nikt nie gada oczywiście), a i tak on nie wie co to jest, bo menu ma po angielsku. Idzie przywyknąć, na początku się złościłam trochę, że nic nie kumają, teraz jemy po prostu co nam przyniosą. Można odkryć coś nowego dobrego w ten sposób. Dziś odkryliśmy tak super pyszne ciepłe kanapkiJ

Nie możemy się już doczekać jedzenia w Malezji, czytam ciągle przewodnik i blogi i slinka cieknie na te wszystkie indyjskie, malezyjskie i chińskie przysmaki. Pierwsze kroki w Malezji kierujemy do Georgetown, portu na dawnym szlaku handlowym, które jest istną mieszanką kultur i właśnie tam zamierzamy pokosztować tych wszystkich pychotek.

Wieczorkiem chodzimy czasem na piwko i mango lassi na plaży. Kto nie pił nigdy lassi musi spróbować. We Wrocławiu też można - w hinduskiej restauracji Masala na Kuźniczej.

Wojtek udziela się społecznie:) częsty problem tu - łódka po odpływie zostaje na plaży i trzeba pchać...

Klimatyczny bar na plaży prowadzi tajski reggae man, jest ich tu trochę, niektórzy noszą dredy. Jakoś mnie zawsze bawi ten widok. Ten pan daje Zuzi właśnie czekoladkę. Ta to ma dobrze.

Pataya beach - czyli nasza plaża, niebo jak zwykle zachmurzone

"No tata dawaj, kształtuj swój kaloryfer, a ja sobie odpocznę"

Wejście z plaży do miasteczka - taksówkarze ze swoimi przerobionymi skuterkami już czekają na nowych turystów.

Jakoś się ciągle na to nie możemy skusić, choć jest to wręcz narodowy przysmak dostępny na każdym rogu.

No i jest - Marc - miłość Zuzi. Kobiety to lubią tych mężczyzn z gitarą...

Kuchnia naszej ulubionej restauracji. Tu nie ma się co bać jeść - porządeczek i czyściutko. Nie wszędzie jest tak pięknie. Warto spojrzeć na kuchni zanim się coś zamówi w knajpie.

A to standardowy stragan z serri "must have" dla turystów.

Moim ulubionym owocem jest mango, niestety tu jest dość dość drogie: 8 zł/kg. Podobno w Kaufkandzie jest tańsze, ale założe się, że nie tak słodkie i pyszne. Spoko na Filipinach będzie jak za darmo:) 


Wioska tubylców.

Taki domek na plaży można wynająć tu za 180 zł/noc. Tym razem dziękujemy, wolimy nasz pokój z tarasem za 70 zł. Ale w końcu gdzieś skusimy się na taki luksus.


Jakoś trzeba spędzać ten wolny czas - Zuzia pobiera lekcje gry na gitarze od wuja barmana.

Wujo - barmanm, mojito i dziewczyny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz